do ładu. Nie wiedzieć doprawdy, czy ciotka kpi, czy mówi naprawdę.
Stroińska (śmieje się). W tem sztuka. Kobieta nigdy nie powinna zdradzić się, gdzie mierzy, bo jeśli się jej nie uda trafić, to potem wstyd. (Do wchodzącego Jana). A co tam?
CIŻ, JAN, po chwili ŁAPISZEWSKI.
Jan (podaje bilet na tacy).
Stroińska. Ah, to ten nieznośny nudziarz znowu.
Antoś. Kto taki?
Stroińska. Łapiszewski. Był tu już wczoraj dwa razy, ale go nie przyjęłam. (Do Jana). Powiedz, że mnie niema w domu.
Jan. Ten pan powiada, że ma bardzo ważny interes.
Stroińska. Cóż on może mieć za interes do mnie? (Do Jana). No, poproś, poproś. (Do Antosia). Zostań. Nie mam z tym panem żadnych sekretów.
Łapiszewski (wchodzi predko). A! zastałem nareszcie panią dobrodziejkę. (Całuje ją w rękę).
Stroińska. Ale cóż się stało? Cóż pan tak zdyszany, zmęczony?
Łapiszewski (ociera pot z czoła). To z życzliwości dla pani.
Stroińska (śmiejąc się). Co? z życzliwości dla mnie pan się tak zmęczyłeś?
Łapiszewski. Szukałem panią wszędzie — u źró-