STROIŃSKA, ŁAPISZEWSKI, potem FLORA, LAURA, a wkońcu JAN.
Łapiszewski (we fraku i białym krawacie, wyczerniony i wypomadowany, z bukietem w reku, przesadny w ruchach). Tak, pani, to ja. (Całuje ją w rękę). Przybyłem tutaj na skrzydłach tego afektu, jaki żywię dla pani, aby w dniu tak dla nas wszystkich uroczystym, powinszować pani.
Stroińska. Że mi przybył jeden rok więcej. Nie ma czego, panie Łapiszewski.
Łapiszewski. Niech te kwiaty dopowiedzą pani to, czego moje usta wypowiedzieć nie były w stanie. (Podaje bukiet z samych bratków).
Stroińska. Dziękuję bardzo, ach, moje bratki.
Łapiszewski (z galanterią). Wiem, że to ulubiony kwiatek pani. Pamiętam, na zabawie w Kalinowie, miała pani taki sam bukiet.
Stroińska (Przypominając sobie). To było dwadzieścia lat temu, jeżeli się nie mylę. (Siada).
Łapiszewski (siadajac przy niej, czule). Miałaś pani niebieską muszlinową sukienkę, w której pani byłaś zachwycająca.
Stroińska. I suknię nawet pan pamiętasz? Cóż to za kolosalna pamięć.
Łapiszewski (z uczuciem). Pani dobrodziejko, gdy nas kto obchodzi, to najdrobniejszy szczegół zapisuje się głęboko w naszej pamięci.
Stroińska. Więc ja pana tak bardzo obchodziłam?