i moje dzieciaki. I one przyszły wyrazić pani swoje najserdeczniejsze życzenia.
Stroińska (witając je). Jakże się cieszę.
Flora (sztywnie podając Stroińskiej koniec palców i dygnąwszy oficjalnie). Pani pozwoli...
Laura (tak samo). I ode mnie także.
Stroińska. Bardzo dziękuję. (Robiąc im miejsce przy drzwiach na lewo). Służę paniom. (Do Jana, który wyszedł stamtąd). Janie, podaj do stołu. (Wychodzą).
JAN, FELA, po chwili DOKTOR, potem STROIŃSKA.
Fela (z prawej). Kto to przyszedł?
Jan. Pan Łapiszewski z córkami. Pani kazała podać śniadanie.
Fela. Niech Jan idzie do kuchni, już wszystko gotowe. (Po wyjściu spostrzegłszy doktora, idzie ku niemu). A! nasz doktor kochany. Czemu pan taki zaturbowany.
Doktor. Nie było tu Antosia?
Fela. Nie jeszcze.
Doktor. To dziwne. Wyszedł z domu wcześnie rano i przepadł, jak kamień w wodę. Szukałem go na deptaku, w restauracji, w parku, i nigdzie go nie ma, Jabczyńskich także nigdzie niema.
Fela. Jesteś, jak widzę niespokojny o niego, doktorze?
Doktor. Tak, boję się, czy nie zrobił głupstwa i nie przyjął tego pojedynku.