jakaś? Masz chłopca jak malowanie, co po całych prawie dniach kamieniem siedzi przy tobie.
Kamilla (z ironją). To prawda, że kamieniem.
Telesfor. Nie tak jak inny, co to odprawia konkury jak za pańszczyznę i patrzy tylko jakby się wyrwać od panny na lampartkę (wstaje).
Adolf. Panna Kamilla wolałaby może takiego, byleby się umiał szastać, prawić komplementa, znosić z miasta nowinki, bajeczki.
Kamilla (z przekąsem). A przynajmniej, żeby był zabawniejszym od pana.
Telesfor. A cóż to, ma przed tobą na linie tańczyć, czy co? Patrzcie ją, jaka mi wybredna dama. Ta to ty, nie wiem jak powinnaś dziękować Panu Bogu, że ci nadarzył takiego poczciwca, suszyć przynajmniej co piątek.
Kamilla (pod nosem, zadąsana). Jeszcze czego!
Telesfor. Albo Władysław, niech mi kto pokaże drugiego takiego męża! — Co dzień z biura prosto jak strzelił do domu.
Janina. I do szachów.
Telesfor. No, wielka rzecz, że sobie tam czasem parę partyjek...
Janina (z uśmiechem). Powiedz wuj kilka, kilkanaście.
Telesfor. Ale za to wieczór oddaję ci go do dyspozycji, mało ci jeszcze?
Władysław (z uśmiechem). Musi jej być mało skoro się nudzi.
Telesfor. Czekaj, nie będzie ona się nudzić niechno tylko zaczną się sypać dzieci jedno po drugiem.
Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.