Pulcherja. Tak, najwyżej szesnaście.
Fikalski (poważnie). No, w szesnaście par to już da się coś zrobić, jakich kilka figur większych, namyśla się chwilkę, potem podnosząc głowę) a rozmiary sali?
Janina (wskazując pokój). Jak pan widzi.
Fikalski (zdziwiony). Tu?
Janina. Tak, to nasz jedyny salonik.
Fikalski (z powagą potrząsa głową). To pani, czyste niepodobieństwo.
Janina. Jakto? Dlaczego?
Fikalski. Proszę pani, co tu można zrobić w takim miniaturowym saloniku? Zaledwie krzyż najprostszy, ósemkę i coś tam jeszcze; no a gdzie wąż, ulica, ułańska figura, bramki, krzyż podwójny? Tu ani marzyć o czemś podobnem nie można.
Telesfor. Proszę pana, a czy to konieczne takie wymysły. Wszak idzie tylko o to, żeby sobie młodzi poskakali.
Fikalski (z powagą). Ja nie umiem panie inaczej urządzać zabawy. Moja fantazja choreograficzna, jak koń stepowy, potrzebuje przestrzeni, perspektywy, światła.
Janina. Cóż więc zrobimy?
Fikalski. Czy nie macie państwo jakiego większego pokoju?
Janina. Jest jadalny.
Fikalski. No, toby przerobić go na bawialny.
Janina. Ach panie, coby tu było kłopotu, rujnacji, trzebaby nowe tapety.
Fikalski. To darmo pani. Jeżeli idzie o to, żeby wieczór się udał, to wszystkie inne względy ustąpić powinny.
Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/031
Ta strona została uwierzytelniona.