Telesfor. Mądry szpaczek z pana.
Wicherkowski. To mój system panie, niby niewidzialna ręka opatrzności usuwam jej z drogi wszelkie pokusy, jak to ta kościelna pieśń powiada: Aniołom twoim każę cię pilnować.
Telesfor. Byś snać o kamień nie obraził nogi.
Wicherkowski. Otóż ja jestem takim aniołem dla mojej żony. Oddałem się temu duszą i ciałem, to panie mój żywioł, moja pasja, moja ambicja. Inni mają ambicję zostania posłem, radcą, sławnym człowiekiem, ja mam ambicję być aniołem stróżem mojej Pulcherji.
Władysław. No, ale po tylu latach mógłby pan już sobie trochę oszczędzić tego stróżowania. Pańska żona jest już w tym wieku (siada).
Wicherkowski (siada). O! to się pan grubo mylisz, to panie wiek najniebezpieczniejszy. Kobieta jak owoc, im dojrzalsza, tem skłonniejsza do upadku. Dlatego wymaga podwójnej opieki. Ot, nie dawniej, jak zeszłego tygodnia proszę panów, wracaliśmy nocnym pociągiem z Tarnowa, w towarzystwie niejakiego Malinowskiego.
Telesfor (żywo ruszywszy się na stołku). Malinowski, Władziu, czy to nie ten...
Wicherkowski. Znacie go? Bardzo skromny i przyzwoity młodzieniec, i nigdy nie patrzy na kobiety. O! bo ja uważam na to. Ale był tam drugi, który usadowił się vis a vis i od czasu do czasu łyp oczami na moją Pulcherję. Myślę sobie: źle, baczność, trzeba być ostrożnym.
Telesfor. No i miejże tu żonę. Człowiek nawet nocy nie może mieć spokojnej.
Wicherkowski. To nic. Słuchajcie panowie co się
Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.