Telesfor (zadowolony). Balują? balują wszyscy. Widzisz to nie my jedni tylko.
Władysław (ociera czoło chustką). A, zmachałem się.
Telesfor. Może kieliszeczek wina (przynosi mu) masz, to cię orzeźwi.
Władyław (wypija duszkiem, potem oddawszy kieliszek Telesforowi, który go odniósł na stół, wyciąga się na kanapie). A! dałbym teraz sto reńskich, żebym się tak mógł wygodnie położyć choć na parę godzin.
Telesfor (śmiejąc się). Bagatela. On już teraz o tem myśli. Cóż to będzie później?
Janina (w balowej sukni wchodzi z lewej). Nie ma tu Władzia?
Władysław (zrywając się). Czego chcesz duszyczko?
Janina (zakłopotana). Mężusiu bój się Boga, co my będziemy robili, pań i panien naschodziło się tyle, a młodzieży jak na lekarstwo, jest ich zaledwie kilku.
Władysław. No, przecież Fikalski obiecał dostarczyć.
Janina. Ale go dotąd nie widać. Żeby tylko nie skrewił.
Telesfor. To nic, nie trap się. Jak będzie brakować, to i my landwera ruszymy do boju. Jak mus, to mus.
Janina. Poczciwy Adolf obiecał mi za czterech tańczyć i to z najnieładniejszemi pannami.
Władysław. A gdzież on jest?
Janina. Zasadziłam go w salonie do bawienia starszych pań. Ah, te panie, te panie... (uśmiecha się pobłażliwie) pocieszne sobie.
Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.