Janina. Władziu możeby w twoim pokoju...
Władysław. Ha, skoro trzeba, to darmo.
Fikalski (otwierając drzwi w głębi). Chodźcie, chodźcie panowie tu jest garderoba (do Janiny wskazując na prawo). Tam? — prawda? (wskazuje wchodzącym. Wchodzą: Wróbelkowski, Fujarkiewicz, Bagatelka i dwóch gości, z których jeden wysoki bardzo a drugi trochę garbaty, wszyscy w paltotach lub futrach z podniesionymi kołnierzami, w kaloszach przechodzą przez scenę na prawo).
Władysław. A gdzieżeś ty powyszukiwał takie egzemplarze?
Telesfor (śmiejąc się na boku). Ależ to jeden lepszy od drugiego.
Janina. I tylko tylu?
Fikalski. Bądźcie państwo kontenci, że i takich się złapało. Dziś kilka balów, więc dobijatyka okropna o danserów (wśród tego zdejmuje wierzchnie ubranie i kalosze, które lokaj odnosi na prawo).
Lokaj (wnosi toboł duży). Proszę pana, gdzie to położyć?
Władysław. Co to jest?
Fikalski. A, to przybory do kotyljona, kostki, buńczuk, nosy, czepki, wypożyczyłem to dla państwa z resursy (do Janiny). A bukiety i ordery są?
Janina. Tak, jak pan zarządziłeś.
Fikalski. To dobrze. Pani będzie łaskawa kazać umieścić to razem (Janina ze służącym niosącym przybory wychodzi do drugich drzwi na lewo).
Telesfor (przechodząc na lewo). Co ci ludzie teraz nie wymyślają, jakieś figle niemieckie, awantury...
Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.