Wróbelkowski. Całkiem zwyczajnie (rzuca papieros i dobywa z bocznej kieszeni fraka karteczkę). O! patrz!
Bagatelka. Różowa karteczka.
Wróbelkowski. I zaperfumowana, Jokey-cloub, powąchaj.
Bagatelka. Prawda.
Wróbelkowski. Zapach działa na kobiety. A na kartce te słowa: „Pani! kocham cię od dawna, daj mi znać kiedy męża twego nie będzie, abym mógł przybiegnąć do stóp twoich i na kolanach przebłagać cię za tę śmiałość, że odważyłem się kochać cię i uwielbiać“. Poetycznie, co?
Bagatelka. Bardzo.
Wróbelkowski. Niby nieśmiało, a odważnie.
Bagatelka. I z ogniem.
Wróbelkowski (zwijając kartkę). Otóż tę karteczkę zwija się w rulonik, cieniutko ot tak, wsunie się potem do bukietu kotylionowego i poczta gotowa, a w tańcu, gdy namiętnym uściskiem przytulać ją będę do mego serca, szepnę w maleńkie uszko: szukaj pani w bukiecie.
Bagatelka. Genialny pomysł.
Wróbelkowski (zadowolony). Prawda, chodźmy na papierosy.
Janina (wchodzi z Kamillą z salonu). Pfe, co tu dymu, (rozgania chusteczką).
Wróbelkowski (cicho do Bagatelki). Otóż i ona, patrz, ta brunetka.
Janina (spostrzegłszy palących do Kamilli). Jacy ci panowie nie delikatni (idzie otworzyć okno),