Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

Pulcherja. Do widzenia, do widzenia z kochaną panią.
Katarzyna. Mężusiowi moje uszanowanie (całują się).

SCENA IV.
JANINA — KATARZYNA.

Katarzyna (idzie drobnym kroczkiem). Jakże mi się droga pani miewa. O! coś nie najlepiej (Janina wita ją obojętnie, milcząco i wskazuje kanapę, na której i sama siada).
Katarzyna. To tak jak mój mąż, który od tego wieczorku u państwa nie może przyjść do siebie. Biedaczek on taki delikatny, że jak tylko zje coś niezdrowego...
Janina (z ironią). Czemże struliśmy męża pani?
Katarzyna. Struli?
Janina. No bo tak wypada z tego co pani mówi.
Katarzyna. Uchowaj Boże, ja nic nie mówię, bo ja się na tem nie znam. Tylko doktor tak utrzymuje. Ta Bożeż kochany, a gdzieżbym ja śmiała. Ta to my tylko wdzięczni państwu być musimy, żeście byli tak łaskawi pamiętać o nas i zaprosili na taki śliczny wieczorek. A że się moje panienki nie bawiły, tak jak się spodziewały, to już nie państwa wina, bo teraz wogóle zabawy się nie udają. U nas dawniej to się bawiono można powiedzieć, jak mało gdzie, ale odkąd panienki powyrastały, nie wypada nam ciągnąć młodzieży do domu, bo pani wie, jaki to świat złośliwy, zaraz obmówią, oszkalują.
Janina. O to prawda.