Janina (wstaje i chodzi). O! ludzie są podli, źli, obrzydliwi (przechodzi na lewo, Kamilla na prawo).
Władysław (idąc za nią). No, no, tylko nie wpadajmy znowu w ostateczności. Źle by było, żeby wszyscy byli tacy. Są i źli, ale są dobrzy, idzie tylko o to, żeby umieć wybrać i odróżnić jednych od drugich (spostrzega Fikalskiego). A! otóż nasz bohater karnawałowy.
Fikalski (ożywiony). Moje uszanowanie (kłania się paniom, które chłodno go przyjmują). No cóż? Czytaliście państwo w dzienniku artykuł o waszym balu?
Władysław (zdziwiony). O naszym balu?
Fikalski. Jakto? Nie czytaliście jeszcze? był w wczorajszym numerze.
Władysław. Któż go podał?
Fikalski (z przechwałką). Ja sam postarałem się o to.
Władysław. I w jakim celu? Cóż czytelników może obchodzić jakaś tam prywatna zabawa.
Fikalski. Dobry sobie. Bal, na którym ja aranżuję, ma nie obchodzić ludzi, taki bal to fakt, który staje się własnością publiczną. Zaraz państwu pokażę ten artykuł (wyjmuje). Mam go w odcinku, bo ja zbieram wszystkie takie artykuły, w których jest wzmianka o mnie, mam już takie album z tego, (pokazuje na grubość dość grubej książki) to moje laury, o! proszę posłuchać (czyta). „Do świetniejszych wieczorów tego karnawału należy bal u państwa Z. (mówi) to niby u państwa (czyta). Znana gościnność gospodarstwa, wdzięk uroczych tancerek, liczne grono gości przybyłych nawet z dalekiej prowincji, a w końcu dzielne kierownictwo znanego w naszem
Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/096
Ta strona została uwierzytelniona.