o kapelusz, który mi także zamieniono, mój był całkiem nowy, a ten, o! proszę się przypatrzeć, (pokazuje stary kapelusz) i co najgorzej, że o ile kalosze za duże, o tyle kapelusz za mały.
Janina (do Kamilli). Powiedz mu, żeby sobie poszedł, bo mnie irytuje jego obecność w takiej chwili.
Kamilla. No, moja droga, jakże ja mu to powiem?
Fujarkiewicz (siada, głaszcze kapelusz, krząka i w końcu zaczyna mówić). Ładny mamy karnawał, bardzo ożywiony.
Kamilla (roztargniona siada z drugiej strony stołu). A tak, bardzo.
Fujarkiewicz. Mówią, że przybyło umyślnie wiele osób z poznańskiego i z zabranych prowincji.
Kamilla (j. w.). A tak, tak.
Fujarkiewicz. Podole, Ukraina i Wielkopolska dały sobie rendz-vous na gościnnych salonach starej Piastów stolicy, jak mówi „Czas“.
Kamilla (j. w.). A tak, tak, wcale ładny czas.
Fujarkiewicz (do Janiny, która chwilowo usiadła, przesiadając się bliżej niej). A gdzież szanowny mąż pani dobrodziejki.
Janina (niecierpliwie i żywo). Mego męża niema w domu, a ja jestem cierpiąca.
Fujarkiewicz (z współczuciem). O! cóż to takiego? Może mógłbym doradzić coś na razie, bo nie wiem czy paniom wiadomo, że jestem z zawodu farmaceuta, skończony farmaceuta.
Janina (j. w. wstając idzie ku drzwiom gdzie wyszedł Władysław, za nią Kamilla). Na razie po-
Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.