Strona:PL Michałko (Prus).djvu/013

Ta strona została uwierzytelniona.

Chłop stał, spoglądał za nimi, przysłuchiwał się. Następnie wrócił między rusztowania i patrzył na to miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała dziewucha. W głowie czuł zamęt, a piersiami nie mógł tchu złapać. Ledwie co powiedziała mu, że tylko jego będzie lubić — i zaraz odeszła. Dopiero co on był tak szczęśliwy, tak mu tu było dobrze z żyjącą istotą, jeszcze z dziewuchą, a teraz — jak pusto i smutno!...
Dlaczego ona odeszła?... Jużci dlatego, że taka jej wola, tak jej się podobało... Cóż on na to poradzi, chociaż jest dobry i silny? Pomimo wszystkiego szanował jej przywiązanie do czeladnika i nie gniewał się, że daną mu obietnicę złamała, nie myślał narzucać gwałtem swoich uczuć. Ale pomimo to tak mu jej było żal, tak było żal...
Wyżartemi przez wapno rękami otarł oczy i podniósł swoją parciankę, rozrzuconą na stosie cegieł i jeszcze jakby ciepłą. Wyszedł znowu na ulicę, postał tam. Nic nie widać, tylko wśród mgły połyskują czerwone ogniki latarń. Wrócił między chłodne mury i legł na ziemi. Ale zamiast spać, wzdychał ciężko, samotny, tęskniący za swoją dziewuchą. Za swoją, bo ona przecie sama powiedziała mu, że tylko jego będzie lubić.
Nazajutrz wziął się chłop, jak zwykle, do roboty. Ale szła mu niesporo. Był znużony, a i ten budynek jakoś mu obmierzł. Gdzie stąpił, czego nie dotknął, na co spojrzał, wszystko przypominało mu dziewuchę i gorzki zawód. Ludzie także kpili z niego i wołali: — A co, głupi Michałku, prawda, że drogie dziewki w Warszawie?
Drogie — bo drogie! Chłop wydał na swoją wszystkie oszczędności, przymierał z głody, nic sobie nie sprawił, nie miał z niej żadnej pociechy i jeszcze go tak brzydko opuściła. Źle mu tu było, wstyd. Więc gdy usłyszał, że w Warszawie lepiej płacą pomocnikom mularskim, wybrał się tam po raz pierwszy.
Szedł za jednym czeladnikiem, który obiecał zaprowadzić go na ulicę, gdzie najwięcej stawiają domów.
Wybrali się wczesnym rankiem i tęgi kawał czasu sunęli się do Wisły. Michałko, kiedy zobaczył most, aż gębę otworzył. Na tę chwilę i dziewucha wywietrzała mu z głowy.