myślisz sobie, żem ja cię nakręcił? — A ino. — Więc chodź ze mną na policyą, a ja ci tam dokumentnie pokażę, żeś ty złodziej i obieżyświat...
Paszport i policya zaniepokoiły Michałka. Rzekł zatem: — Niech tam moja krzywda będzie panu pisarzowi na zdrowie!
I opuścił fabrykę. A że widać i pisarza niebardzo ciągnęło do policyi, choć go tam znali, więc skończyło się na strachu.
Chłop znalazł się teraz jak w czarnem polu. Minął swoją ulicę, wszedł na drugą i trzecią, wszędzie wstępując, gdzie zobaczył czerwone ściany i parę słupów wbitych w ziemię. Ale roboty były już ukończone albo kończyły się, a gdy pytał, czy go tu nie przyjmą, nawet nie odpowiadano.
Przełaził tak jeden dzień i drugi, omijając stójkowych, żeby go nie zaczepili o paszport. Garkuchni z ciepłą strawą nie mógł znaleźć, więc żył kiszkami ze krwi i słoniny, chlebem, śledziem, a popijał wódką. Wydał już rubla, nie używszy nic dobrego. Sypiał pod oknami i tęsknił za towarzystwem ludzkiem, bo nie miał do kogo gęby otworzyć.
Przyszła mu myśl, że możeby lepiej wrócić do domu? Więc pytał przechodniów: gdzie tu do kolei? Idąc za ich wskazówkami trafił na kolej, ale — nie na swoją. Zobaczył jakąś stacyą wielką, ludną i pełno domów wokoło niej, a szyn ani śladu. Zmięszał się bardzo i zląkł, nie wiedząc, co się stało. Aż mu dopiero jakaś litościwa dusza wytłumaczyła, że są jeszcze trzy inne koleje, ale — za Wisłą.
Teraz przypomniał sobie, że szedł tu przez most. Więc przenocowawszy gdzieś w rowie, pytał się nazajutrz o drogę do mostu. Opowiedzieli mu dokładnie: gdzie trzeba iść prosto, gdzie na lewo, a gdzie na prawo i gdzie skręcić. Zapamiętał sobie wszystko, ale jak zaczął iść i skręcać, tak trafił do Wisły, a mostu nie znalazł.
Wrócił tedy ku miastu. Na nieszczęście deszcz zaczął padać. Ludzie chowali się pod parasole, a kto parasola nie miał, uciekał. Michałko nie śmiał na taką ulewę zaczepiać przechodniów i pytać o drogę. W czasie największej nawałnicy stanął pod murem skulony, zziębnięty w swojej przemokłej parciance, i pocieszał się tem, że deszcz choć umyje mu bose nogi.
Strona:PL Michałko (Prus).djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.