Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/107

Ta strona została przepisana.

Uścisnęłyśmy się serdecznie, łza jej spadła na mą twarz.
— Da Bog — rzekła — że będziemy się broniły jeszcze długo.


∗             ∗

Kafarewiczowa dowiedziała się, że zostaję i załamała nademną ręce.
— Nieszczęsna! zrujnujesz zdrowie swe i tak nadwerężone, będziesz wyglądała jak cień! nam zostaw tę niewdzięczną pracę! my tylko znieść ją potrafimy — deklamowała melodramatycznie.
— A jakiegoś eliksiru zdrowia używa pani?
— Odpowiadasz impertynencją na rady, płynące z serca. Więc zostań, zostań! zaznawaj tutejszych rozkoszy, ale przekonasz się, że nie jest tu tak przyjemnie, jak w hotelu...
Za nami stała przełożona. K., gdy ją spostrzegła, urwała i zaczerwieniła się.
Chciałam wyjść, bo łzy mnie dusiły. Przełożona zatrzymała:
— Panno Amelio, czy nie byłabyś łaskawa objąć od przyszłego roku zajęć administracyjnych zamiast lekcji popołudniowych?
— Nie wiem, czy podołam — odrzekłam.
— Dałaś tego dostateczne dowody. Wzbudzasz prawdziwy szacunek w każdej uczciwej,