znającej cię osobie. Czy nie tak, proszę pani? — zwróciła się do Kafarewiczowej.
— Ależ tak, tak! pani Amelia taka młoda, a cieszy się niesłychanem powodzeniem.
Była to złośliwość, na którą i teraz odpowiedziałam milczeniem.
„Idź swoją drogą i pozwól mówić ludziom“.
∗
∗ ∗ |
Dziś był popis. Wypadł świetnie. Zosia dostała list pochwalny. Przysłany z okręgu naukowego dostojnik wyraził podziw, ze uczennice robią tak wielkie postępy. Wszyscy w brylantowych humorach.
Po skończonej uroczystości zostałam wezwana do salonu.
Starzecki wyświeżony, z różami na piersi, podskoczył do mnie i uścisnął rękę.
— Racz pani przyjąć te trawki — rzekł, podając wspaniały bukiet storczyków.
— Nie przyjmę, panie. Ale jeśli pan chce — pojedziemy razem i złożymy przed posągiem Mickiewicza. Ja kwiatów nigdy teraz nie miewam. Zbyt cierpię, widząc je! — —
— Czy ma pani już miejsce na wakacje? — przerwał szybko.
— Dotąd nie.