sących grabie, silnym, czystym głosem nuciła, aż się echo rozlegało po zagajach.
Nagle Starzecki przystanął:
— Niech pani przysłucha się słowom tej piosenki:
„Pije zbójnik pije, turackami płaci;
Wezmom go do nieba janiołowie swaci!
— Biorę to za dobrą wróżbę — rzekł melancholijnie.
— Wróżbę i ja miałam na cmentarzu: „spotkam dalsze rozjaśnienie za grobem“.
∗
∗ ∗ |
Postanowiliśmy wyjechać na miesiąc do Anglii, aby poznać indusa Swami Wiwekanandę, który przyjechał z Indji i ma tam wykłady o „ciałach człowieka“. Tymczasem żyję w Tatrach strumieniem, kąpię się w zimnych kryształach — wygrzewam na słońcu. Z górami rozmawiam, chodzę po lasach, chmury mi wieszczą, jak niegdyś Janowi świętemu. Tu w Tatrach dopiero zrozumiałam całą Ewangelję.
Rozwijam w sobie moc intuicji wierzącej, że niema religii wyższej nad prawdę — całego nadczłowieka.
Tylko że prawda ma nieskończone labirynty, przepaście, otchłanie. A po tych trzeba iść lub lecieć — ze światłem, które „Było na początku“.