Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/120

Ta strona została przepisana.

Robak przegryza roślinę, źwierzę ją depce i zjada, gdyż bezbronna, a żołądek silnych jej potrzebuje.
W trawie wre walka; w żywych organizmach pasożyty nurtują, mózgi i oczy napełnione mirjadami robactwa.
Natura nie dba o słabych: na ziemi przemarzłej w marcu giną młode zajączki.
Natura ma przemyślność djabła: soliter sto miljonów jaj wydaje, pchły dżumne wytępiają całe narody. Nikczemnie marne mikroby wyżerają płuca i mózgi geniuszów!...
Osy składają w ciele nieszczęsnych gąsienic swe jaja — wykluwają się i pożerają zwolna przez 6 tygodni wnętrza gąsienicy.
Ba, ale to jest znów z pożytkiem dla lasów.
Człowiek zaś jest najkapitalniejsze bydlę!
Dziewicze lasy podpala, drzewa w rozkwicie ich życia siekierą rąbie, trawy i zboża podrzyna, czego dosięgnąć może — morduje i gwałci, ten bratobójca. A za chwilę sam padnie w proch, z którego powstał...
Łańcuch szkieletów zapada w mrok nicości; hałaśliwa maskarada na bezmiernym cmentarzu.
Maski — pod niemi uśmiecha się szatan. Swobody niema — prawa odwieczne, niezłomne, nieuniknione, wszechpotężne.