Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/129

Ta strona została przepisana.

mu spokojny, kąsając sobie wargi do krwi. Gdy nadeszła Ania, przyglądał się jej uważnie, była uśmiechnięta, nazwała go nawet „najmilszym Ołajem“. Nic nie odpowiadał, kazał iść spać. Sam nie kładł się, pod pozorem, że sieć musi naprawić. Gdy zasnęła, stanął nad nią i rozważał: udusić, czy uderzyć toporem? Ale to nie będzie kara dostateczna. Poczuł nagłą nienawiść i do dziecka z niej zrodzonego. Spojrzał na maleństwo, śpiące w kołysce i zastanowił się. Zonę ukarać musi, ale inaczej. Świtało już, gdy rozciągnął się na podłodze obok kołyski. Nie śmiał spocząć przy żonie, bojąc się, że zadusi.
Nazajutrz rano wyjechał z Anią na morze: połów ryb był znakomity. Żona melancholijnie śpiewała, ładny silny głos jej rozchodził się daleko — litewskie słowa były o mniszce:

Es staw ufs aukstiem Kalniem
un skatus juringa —
es reds wieno Laiwing nakot,
nakot, — tur bus maus brutgamius.

Na górze stałam wśród kniej
i patrzyłam w morze hen —
wtem łódkę zobaczyłam że płynie —
że płynie mój ukochany w niej.

Ach, nie myśl o klasztorze
gdzie niema już miłości —