Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/130

Ta strona została przepisana.

ach, pomyśl miła dziewczyno —
o naszych nocach w borze...

Nie myślą o miłości —
nie myślą o żadnym mężu —
lecz myślą, że Bóg mię ugości
w swym niebosiążu.

Nie mógł dłużej słuchać, skrócił żagiel i namówił ją na kąpiel. Zgodziła się chętnie, stojąc ukryta za żaglem, zdjęła barchankę i koszulę; stała chwilę, odbijając swój cień na żaglu, w całej swej przepysznej krasie. Co za ramiona muskularne, piersi okrągłe, jakby z kości słoniowej — których mu odmawiała stale po pierwszym dzieciątku. Wzroku nie mógł od niej oderwać, pulsa w głowie zaczynały mu huczeć — chwila jeszcze, a porwałby ją w uścisk. Nieznacznie odsunął żagiel. Ale ona skoczyła — fale się rozbiegły — znikła pod wodą. Długo jej nie było widać, aż o kilkadziesiąt kroków wypłynęła na powierzchnię. Włosy jej błyszczały na słońcu, jak bronz pozłacany. Ciągnęły się po wodzie, a ona ruchami zwinnemi, szybkiemi, opływała łódź dokoła.
— Aniu, woda tu głęboka?
— Ach, doskonale, woda tak ciepła, zaczekaj aż ja wyjdę, wtedy rozbierz się i ty!
— Przyznaj, że chciałabyś teraz mieć chłopca ładniejszego odemnie?