tłumu. Przywoził mi też nieraz książki. Z nich dowiedziałam się o tym kraju, skąd pochodziła matka. Ale przedewszystkiem dowiedziałam się, że jest wyspa siedmiu wulkanów — a tą jest serce ludzkie...
Ach, ojcze, żyję teraz na tej wyspie: tam są łąki zielone, jak morze, zdradliwe, jak ono, tylko w kwiaty i pachnące zioła ustrojone; tam są puszcze leśne, które szumią, jak morze, i nie dają też nigdy człowiekowi ukrycia i bezpieczeństwa. Feniksy w nich śpiewają, a tu najwyżej rybitwa lub mewa zaskrzeczy... Tam są geniusze potężni — i ja chcę — chcę być czarownicą! —
Ołaj jęknął i chwiejąc się, jak pijany, wyszedł.
Tak zawsze pragnął rozwinąć w córce żywioł, a teraz ten demon żywiołu przeciw niemu się zwrócił!
Na dworze wiatr straszliwy uderzył w niego, jak biczem o stu rzemieniach. Ostry grad rozbryzganych fal kąsał go po twarzy. Ołaj nic nie czuł. Wdrapał się na cypel skały i z całych sił krzyknął:
— Hallo, wracaj! —
Morze, łomocące, jakby góry na góry spadały, przygłusza wołanie.
Ołaj porwał się za głowę, zrozumiał, jaką krzywdę w ślepej zaciekłości wyrządził córce.
Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/142
Ta strona została przepisana.