Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/145

Ta strona została przepisana.

miałby teraz cieszyć się szczęściem tych dwojga egoistów!
— Stary Lewiatanie! mruczał — więziłeś córkę przez lat szesnaście w samotnej wieży, ona tęskniła do życia, które jej się zjawiło djabła czarodziejstwem!...
Teraz za karę, czart Trigław porwał mu córkę, a on zostanie sam, samiuteńki... Nie opuści nigdy wieży, ani tego morza — do śmierci!
Zrobiło mu się straszno przed samotnością, jak nigdy.
Czuł potrzebę przed kimś wyspowiadać się i doznać ukojenia. Wziął pismo święte i czytał o miłości lesbijskiej tysiąca żon przed Salomonem, o obrzezaniu filistynów, przedewszystkiem dziką, rozpustną, cudną Pieśń nad Pieśniami — czytał z wielkiem skupieniem i przejęciem, tej nocy ukazywało się to mu nagle w świetle infernalnem.
— Trzeba rozpuszczać węże Trigława, mruczał, powtarzając te słowa, jakby zasiane w niego przez wyższą moc.
Aż w końcu księgi, gdzie nigdy dawniej nie zaglądał, odczytywał wyrazy: „Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, stałem się jako spiż dżwięczący, albo brząkające dzwonki.