Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/151

Ta strona została przepisana.

wszystko, gdzie kiedykolwiek ktoś powiedział przeciw Chrystusowi. Uważał się przytem za potomka w bocznej linii tych, którzy wygrali bitwę pod Kirholmem: w ciągłej celebracyi swego ja, nie schodził mu z ust rodowy klejnot nazwiska. Nie wspominał tylko nigdy, że swój obecny majątek zrobił, założywszy lombard dla emigrantów.
Nie mówimy już nigdy ze sobą — każda rozmowa kończyła się taką Niagarą wyzwisk na Nazira, na religię, na duszę, że uczucie takiej rozmowy mogłabym porównać tylko do tego, jak płynąc łódką za miasto, wjechałam w jakiś nagły brudno­‑czarny męt cuchnący i pełen odpadków — gdyż tu wlewał się do rzeki kanał miasta całego.
Nie mogłam na razie odpłynąć z tej zatoki bagna — gdyż przeciw prądowi płynąć było trudno — a dusiłam się, mimo że w dali roztaczała rzeka poezję błękitnej roztoczy i jej złotopiasczystych łachw.
Rozmowa, było jeszcze kilka osób. Siedzieliśmy na werandzie, gdzie pod sklepieniem zbudowały jaskółki gniazdo — co chwila samczyk wylatał i niósł siedzącej na jajeczkach samicy jakieś drobne owady czy ziarenka. Było to podobne do wlatującego pod werandę modro­‑białego płomienia. W powietrzu