migało błogosławieństwo. Pan Wandalin zwrócił uwagę na ptaszka i rzekł:
— Ja, który kocham wszystkie zwierzątka — wolę jednak moją czuprynę.
Zaśmiali się — i dziad rodu rzecze:
— Trzeba by to gniazdo wynieść.
— To się nie da, trzeba zburzyć — odpowiedział młody pan, przesiadujący stale w kabaretach, lub w automobilu.
— Może by się dało podłożyć deszczkę, żeby uchronić stół — odezwało się z kąta jakieś podobieństwo do serca.
— Jaskółki mają taką naturę — objaśnił Kabarejczyk — usiądą na deseczce i trzymając się zasady, iż zły ten ptak co kala swoje gniazdo — będą tylko nad stołem...
— Możnaby stół odsunąć —
— Nie można robić takiej niewygody, rzekł sucho dziad rodu, zapatrzony swymi dziewięćdziesięciu latami w wlokący się za nim grób.
— Wszak to dopiero początek lata, spróbowała pogodzić korupcje instynktów tych ludzi z dobrą ideją pani Sabina — jaskółki sobie zbudują nowe gniazdo i zniosą inne jajeczka.
— I będą mieć wznowioną przyjemność, dodał pan Wandalin.
Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/152
Ta strona została przepisana.