— Słowacki jestto zgnilizna serca! — twarz Kabarejczyka, kiedy to mówił, była jedną klątwą przeciw losowi, który ją uczynił bardzo polską. Porównajcie państwo Oberżę pod Gęsią Nóżką i ten zgniły wiersz — grób Agamemnona —
„bo nie masz władzy przekląć, niewolnico!“
Odrzekłam, że przeciętny czytelnik ma zbyt maleńkie ucho od igły dla wyczuwania natchnień genialnych — wejdzie tylko w ten otworek dobrze wyśliniona nitka banalnego rozsądku.
— Jednak pokażcie mi u Słowackiego taki wiersz jeden, jak są wszystkie w Oberży pod Gęsią Nóżką — nic genialniejszego! — rzekł pan Wandalin, broniący zawsze France’a przed niewalczącymi wrogami. — On zdobył wielką popularność — i jest jasny! —
— Jest utalentowany i płaski, jak Marja Corelli jest mała, mimo 2 milionów swej książki, odrzekłam, wstając.
Kabarejczyk zaproponował mi przechadzkę nad rzeką, do parostatku, odmówiłam.
Idąc wybrzeżem rzeki, już nie odwieziona powozem, bo dziad rodu podał mi końce paznogci — idąc przez wieś, gdzie męty podmiejskie leżały na trawie: pijani, rozbechtani, klnący — z rękami na biodrach panien prze-