Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/157

Ta strona została przepisana.

miany i z niewielkiego ogrodu uczynił czarodziejski zakątek.
Nie przyjmując honorarjów, wyznaczył sobie od każdego obywatela 50 rubli rocznie, co czyniło razem kwotą arcyskromną. Ale to mu wystarczało.
Surowy był zwykle, zamknięty. Zrobił się fenomenem i zarazem kultem wśród obywateli, którzy, zastraszeni terorem Murawiewa, nie śmieli nawet czuć się ludźmi, cóż dopiero Polakami!
Doktór swym autorytetem naukowym i powagą, swym łatwym dostępem do władz, a głównie potęgą charakteru utrzymywał wszystko w okolicy na stopie choć minimalnej sprawiedliwości ze strony rządu, choć względnej godności ze strony obywateli. W środowisku polskiem uchodził za najlepszego z Polaków, wśród Rosjan — za tajemniczego filantropa, mającego wpływy, kto wie czy aż nie u samego Cesarza?!
Doktór często zajeżdżał do jedynego na mil dziesięć wokrąg kościoła w Boromlach.
Z niewierzącego hercenisty stał się kapłanem dziwnej własnej religii. Kiedy mu ludzie już obmierzli, uciekał na dni kilka w lasy.
Teraz był zamknięty w swej bibliotece i przy otwartem oknie przeglądał białe kruki swych ksiąg. Więc zajrzał do polskiego Owi-