Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/166

Ta strona została przepisana.

pana Melchiora, generał w armii rosyjskiej, kiedy mu zarzucili tchórzostwo, wyjechał w powozie przed wojskiem do ataku — i pierwszym kartaczem został zabity.
Mówili tez o niesprawiedliwości, że córki na Polesiu dostają tylko czternastą część majątku, choćby tylko był jeden brat. I do tego, zazwyczaj nie łatwo jest wyciągnąć od obywatela sumę. Ufny, ze pokrewieństwo nie dozwoli się procesować, żyje wesół, bardziej sceptyczny, niż Mitrofanuszka, na wszystkie kodeksy. Ale co za przyjęcie, kiedy obywatele bogaci się zjadą!... jaki miły i gotowy wszystko, zda się, oddać!...
Mówili, ze doktor, wzywany przez takiego zacnosia, wyleczył mu chorego ciężko syna, lecz ofiarowane mu sto rubli oddał lokajowi.
— Cóż, panie organisto, jak to było na cmentarzu? — rzekł Jewanheliew, skręcając rozmowę do siedzącego nieśmiało przy oknie parafialnego urzędnika.
— Szedł ja, panie dobrodzieju wielmożny — wtem noc była.
Wtem księżyc na chmury wszedł.
A tu wyszły z mogiłek dzieci i płaczą.
Było tego jak na procesji. Wszystkie więc umarłe nieboszczyki do lat — o, tycie! płaczą. Więc i ja płaczę. Tak szliśmy przez cały