Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/170

Ta strona została przepisana.

Rad też słuchał, zwolna i z jakąś szczególną ścisłością mówiącego leśnika, którego znał i lubił zdawna, i nie wstydził się jechać z nim, choć leśnik był posądzony i wypędzony za kradzież lasu.
Krytykował gospodarkę starszego syna p. Melchiora, pod którym teraz służył i który był wielmi dobryj. Hale słucha Alieny; co ona każet, już dobre! —
Aliena była babą na folwarku, żyjącą z niczego, dość miłej twarzy, rosłą, o czarnych oczach, która młodziutkiego pana swego najfatalniej zdradzała z innymi, bardziej dorosłymi oficjalistami.
— I jeszcze horszy, panie, jest ten Makar. Aha! ot, co już to znaczy słuchać błazna! Toć wiadomo, kim jest panicz dla Makara — brat jeho! i on taki sam nieroztropny, nie zobaczit zajonca, choćby mu zajonc między nogami przeleciał.
Nas osiem ludzi wziął Makar do robienia stohu.
Ja miałem słuchać Makara — dobre!
Ale mu radzę: róbmy dwa stohi, bo trieba chodzić za poł wiorsty po sieno. Nie, każe, jeden wielki.
To ja, panie, wlazłem na sieno, żeby stoh robić, mały chłopiec miał mi podawać, a dziewki znoszą sieno. Makar patrzy, nie ruszy rę-