Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/194

Ta strona została przepisana.

Kotoraja maje rodit’ — tak za nim posyłajut... jeśli uspieje prijti, to już zaraz budie. A zaś Adamowicz lubit jewrejku — córkę Hirsza iz Słabady... On jej wołos wział — i zaraz kachanką jego musiała zostać....
A tu w kurhanie biez holowy bolszoj czełowiek leży i ditia... Musić jeszcze dawni pohanie, bo mają strieły i bożyszcza... ja raz razkopałem, alem się pożalił i znów zasypałem ziemią. —
Melancholia lasu pomrukiwała o marności ludzkich wysiłków, chcących wyrwać się z pod okrutnego prawa znikomości.
— Czart jakisi na dalekim ostrowie pośród Okijanu sidit, nie zaś Ałłach — mruknął Rafaś — i rządzi stamtąd świetom. Zamiecie ogonem świet — ludzie majut wojny, głód, zarazu...
Zamilkł leśnik.
Milczeli obydwaj, w milczeniu, ściskającem pierś, szli do tego miejsca. Ujrzeli tam rząd mogił... i prastare, może jeszcze wajdelotów — Czarnobylskie dęby...
Mroczna ściana boru nagle prześwieciła się krwawym pożarem zachodzącego słońca. Wpełzł demoniczny wężowy Czart, niehdzie na Okijanie siedzący, patrzy, teraz krwawym ślediem w straszny ból doktora Jewanheliewa, zapuszcza swą łapę coraz głębiej w ludzkie