Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/199

Ta strona została przepisana.

strukcja, w której generał opisywał dokładnie wygląd owej Polki, mającej zaufanie tamtych.
W torbie znajdowały się jeszcze zbierane bruśnice i listy rosyjskie.
Doktór Jewanheliew upadł bez czucia.

Dziwne, straszliwe kroniki lochów wileńskich, które poznał Jewanheliew.
Dziwne, straszliwe błazeństwo obywateli, którzy zapomnieli o przysiędze na obraz.
Niestety, prawda historyczna!
A wszakże minęło dopiero lat dwa!
Jesień. Kruki unoszą się olbrzymiemi stadami po kilkadziesiąt tysięcy czarnych plam.
Wirują, kracząc ponuro nad rumakiem, który szybko niósł doktora. Ten był wezwany do pani Hryniewieckiej: chora na suchoty leżała u swego krewnego, pana Wincentego.
Szybko okrążył wielki łąkowy klomb, lipy trzechsetletnie, przed jarzące okna dworu wrył konia. Służący zdjął almawiwę z doktora, powiódł go do oddalonego pokoju.
Tam było mroczno — tylko żar z kominka krwawił i dziwnemi widmami rozbłyskał na drewnianych ścianach.
Wzrok nie mógł się jeszcze oswoić z ciemnością.