Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/201

Ta strona została przepisana.

Marszałek mówił, że ma inne obowiązki, podał mi jeden papierek — dwadzieścia pięć rubli. Pieniądze mu zostawiłam.
Inni tez mieli obowiązki... wszyscy przysięgali...
Naród nasz... musiałby uleczyć tylko jakiś Mesjasz, bo to zanik sumienia.
Tam obóz i mogiły, ty, Dymitrze, cały miesiąc kopałeś... kurhany sypiąc...
I wszyscy troje... Wszakże miłość prawdziwa nie jest zazdrosna...
Wierzysz w reinkarnację? w wieczną wędrówkę udoskonaleń? — — —
Doktór pochylił się nad podłogą — i łza, która mu z oczu padła, gorętszą była z pewnością od tej żagwi, która z kominka sypnęła lśniącemi iskrami.
— Rzeknij mi jedyne słowo: pocoś chodziła do obozu Rosjan? co znaczyły listy oficerów i opis twego wyglądu?
Pani Hryniewiecka krzyknęła strasznie — oczy jej wpatrzyły się w przestwór jakiegoś bez dna piekła...
— Siostra, mój sobowtór zakochała się w rotmistrzu dragonów. Była z nim w obozie. Namawiałam ją, chcąc odwieść. Napróżno... Wzięłam więc tylko stos jej listów i może tam były inne papiery?