Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/202

Ta strona została przepisana.

Nie wiem. Zabłądziłam w puszczy, żyłam bruśnicami. Aż nagle w ciemnościach trafił mnie strzał. I na temże miejscu mnie musisz pochować, gdzie są tam kurhany.
Mnie wybaczy Bóg, iem ciebie tak miłowała, ze aż zrozumiałam światło wieczne na ziemi... Lecz teraz ci powiem rzecz najważniejszą: trzeba nawrócić Rosjan i Polaków na sojusz świętego Jana!
— Nie mów już... W Korsyce nad morzem się wzmocnisz!... Ty moja święta!
Nagle usta jej poruszyły się w bezdźwięcznej modlitwie i jakby widząc przed sobą Meduzę — zamierające oczy walczyły z niewypowiedzianą grozą, fosforyzującą nawet przez zamkłe powieki.
Teraz pani Hryniewiecka zdała się być napastowana przez inną istotę, straszną nieziemną już Wiedźmę.

∗             ∗

Rafaś rozłożył ogień i piekł przy nim na patyku chleb ze słoniną. Kiedy ofiarował przysmak doktorowi, ten odmówił. Uśmiechał się doktór Jewanheliew cicho, jakby we śnie był, błogosławił coś na powietrzu, jakby widma — wziął żagiew i poszedł w las.