Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/206

Ta strona została przepisana.

Tymczasem powstańcy napadli znienacka Rosjan. Dużo wymordowali. Słaby umysł generała uznał, iż ja byłam zwodnicą — wpadł w szał zemsty. Ukartował plan nowego ataku z głębi lasu — aż do obozu powstańców.
Nie mogłam się zjawić przed nimi... i powstrzymać, aby nie szli w dno piekła... ale twoja kula...
— Najwięcej błądzą ci, którzy zwątpią w światłość, niosąc lampę nad mrokami, pomyślał doktór. —
W tej że chwili zagłuszył jej mową opętańczy szczek Wiedźmy:
— Rozbiłam kłamliwego sumienia lampę... Hi ha ha! Nie wierz, nie — ona to ja — ukartowałam zemstę na was — byłam kapłanką w Czarnej Mszy — byłam za kandelabr, w którym paliła się śmiertelna za was gromnica — Hi ha ha! Antychrysta — Antichrista — narodzimy wam!... — Całuj mię, Dymitrij! rozległ się głos poczwarnego widma.
Doktór uczuł, ze mu serce zamarło w jeden wiór czarny zetlały.
Wyciągnął ręce, chcąc oderwać tę gwiezdną od wiedźmy, lecz obie ciągnęły go — arkanami magnetyzmu z zaświata.
Widma otoczyły go mgławicą, ukochana jego stała się mistyczną różą, niby witra-