Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/21

Ta strona została przepisana.

Niejedna kobieta, aby to osiągnąć, stawia na kartę całe życie...
Ja trochę sobą pogardzam, że taką będąc t. j. Furją i Centaurzycą w głębi mej duszy — uchodzę za doskonale wychowaną pannę — i — zastosowuję się do tej opinii.


∗             ∗

W pobliżu naszej pensji leży cichy, mało przez publiczność odwiedzany ogród Frascati. Tam poszłam dziś z Zosią na spacer.
Zwarte sklepienia drzew przysłaniały niebo. Na dole w alejach było ciemno, jak o zmroku w gotyckich świątyniach.
Olbrzymi księżyc, niby rozpalona miedziana tarcza, wschodził powoli ponad dachami domów.
Zosia była smutna czy rozmarzona. Ja myślą również odbiegłam daleko: wspomniałam wieczory letnie nad brzegami Rosi, która w mamiących blaskach księżyca błyszczy, jak klinga dawnej zapomnianej hetmańskiej szabli, rzuconej na zielony kobierzec traw.
Zdaleka dolatują tęskne pieśni „parubkow i mołodyć.“
Milkną — nastaje „święta“ cisza stepów, której równa chyba tylko na błękitnych po-