Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/24

Ta strona została przepisana.

Spojrzałam na nią uważnie. Ta mała uważa się za kobietę i mówi, jak dojrzała w bólu, czy zepsuciu istota.
— Moja Zosiu — odrzekłam szorstko — nie lubię, gdy ktoś rezonuje o tem, co zna tylko ze słyszenia od starszych, niezbyt mądrych przyjaciółek.
Mężczyźni i kobiety mają wzajemne obowiązki; kto się od nich wyłamuje, jest nieuczciwy, ale takich ludzi jest mało. —
Mówiłam te słowa i ogarnął mnie wstyd za tę pustkę, która wiała z nich.
Bo wszakże ja czuję tylko żądzę potęgi! chcę olbrzymiej pracy, olbrzymich kosmicznych uczuć. A duszę mą przesiewam przez sito maleńkich kwadratowych prawideł!...
— Dlaczego tyle kobiet jest uwiedzionych?
Znikło ostatnie złudzenie — z Zosią nie można mówić jak z dzieckiem.
Chciałam zbadać, jaka trucizna sączy się w tem młodziutkiem sercu, aby ją usunąć i duszę chorą uzdrowić. Pomogła mi sama Zosia — zaczęła mówić zwolna, z zastanowieniem:
— Bo widzi pani, ja to wszystko znam z doświadczenia. Moja mama często płacze i nie sypia po nocach. Ja wiem dlaczego: kochała i dotąd kocha jednego pana, bardzo bogatego adwokata. To mój ojciec. Ale ja