te włosy aż do kostek. Nieraz się śmiała, że może chodzić bez ubrania i przykrywać włosami. A teraz zrobiła się taka brzydka, że patrzeć na nią nie mogłam. Więc zakryłam się kołdrą i płakałam, jak nigdy, całą noc.
I wie paniusia, kiedy on, mój ojciec, przyszedł na drugi dzień, na mamę okropnie się gniewał, nazwał ją nikczemnicą, że włosy obcięła dla pieniędzy. —
Zosia urwała, kąciki ust jej drżały. A we mnie odżyły wspomnienia lat dziecinnych, kiedy przywiedziona do rozpaczy, trułam się zapałkami... Matko i ojcze! lepiej wam jest w zimnym grobie, niż z sobą za życia...
Wzięłam Zosię w objęcia, ona płakać zaczęła, i ja od łez powstrzymać się nie mogłam.
Rodzina — ta święta arka przymierza — bywa najczęściej skrzynią Pandory, skąd wylatują poniżenie, brud, fałsz i podłość!...
Dawno nie zaglądałam do tych notat.
Wszystko we mnie skłonne jest do milczenia, przedewszystkiem wobec siebie samej. Moją jedyną modlitwą: Requiem!...