Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/32

Ta strona została przepisana.

— Co pani sobie życzy?
— Nie udawaj, że się nie domyślasz!
— Gotowam sądzić, że dziś moje imieniny.
— Pani przełożona jest oburzona, jest strasznie niezadowolona!
— O cóż chodzi?
— Jakto! miałaś serce wziąć na spacer dzieci bez kaloszy! aby się pozaziębiały! aby rodzice wyprawiali nam sceny?! Panują w Warszawie: odra, szkarlatyna, dyfteryt, nawet tyfus brzuszny...
— Trudno, aby się zaziębiły, gdy trzynaście stopni ciepła na dworze, a przytem sucho zupełnie.
— Dość, że pani przełożona nie może się uspokoić! powiada, że żadnej z was niepodobna zaufać w niczem, żadnej — w niczem! Spodziewała się z was prawdziwej pomocy... a tu raczej potrzebaby pomocy d’une sage femme!... —
Krew mi buchnęła do głowy... Uczułam złośliwie skierowany, ale o Boże! trafny pocisk. Stałam w półcieniu. Udałam, że aluzji o akuszerce nie rozumiem.
— Rzecz tę wyjaśnię — rzekłam idąc ku drzwiom.
— Cóż to! awantury chcesz pani przełożonej urządzać? i bez ciebie mam dosyć kło-