Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/35

Ta strona została przepisana.

gantowana, jak primadonna. Powoli wstążki opadają, koronki się obrywają, na jasnych materjach występują plamy... pani Courbet nie zwraca najmniejszej uwagi. Słusznie bowiem twierdzi, że człowiek zdobi suknię.
Dopiero wpływy atmosferyczne zwracają jej uwagę na zewnętrzną powłokę i wtedy wykazuje wielką pomysłowość.
Naprzykład, zbliża się jesień — p. Courbet ma tylko wspaniałe letnie palto z wakacji. Ale podkłada pod nie kawał sukna, w kwadrans zszywa białemi nićmi i zadowolona powiada:
Tout est fini — c’est bien n’est ce pas?
I rzeczywiście, na zewnątrz taki strój wygląda wcale przyzwoicie.
Ale nadchodzi zima — pomysłowość pani Courbet okazuje się niewyczerpana. Odpruć wa w kącie podszewkę, podtyka pod nią olbrzymi płat waty... zszywa kilku ściegami... i znów tout va bien!
Jest niezwykła we wszystkiem; szkoda tylko, że wie o tem i pragnie swą oryginalność podtrzymywać.
Odżywia się tylko raz na dzień, smażąc bifsztyk na maszynce. Do tego zjada dużą miskę sałaty i wypija dwie butelki piwa.