Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/39

Ta strona została przepisana.

Obrażona „panna“ idzie na miejsce.
— Bo nie myślcie, moje panny — zwraca się Starzecki już do klasy całej — żeby nie była wam potrzebna znajomość matematyki, choć młodzieńcy z klasy VII i prawnicy z I roku mówią z wami o czem innem, niż o twierdzeniach Pitagorasa. Chodzi o to, abyście panny raz przestały rachować na laury kapitolijskie! —
Innym razem pierwsza uczennica podpowiada koleżankom mimo uwag i próśb Starzeckiego.
Wreszcie Starzecki wstaje i powiada.
— Łudziłem się długo, że do p. Birkawskiej można mówić, jak do człowieka. Gdyby panna była chłopcem, zapisałbym na cztery godziny do kozy. Ale, że panna jest istotą uprzywilejowaną i do tego może już na wydaniu, podam pannie krzesło w kącie, jeśli podpowiadanie się powtórzy. —
Perora poskutkowała, Birkawska milczała odtąd jak zaklęta.
Lubię rozmawiać ze Starzeckim.
Bardzo inteligentny i oczytany, ale pessymista. Dobrana byłaby para ze Stefką.
A jednak, gdy Stefka zacznie pesymizować, prosi, by przestała, bo mu się przypomina pogoda deszczowa na małej stacji.
Kiedyś radziłyśmy, aby się ożenił.