Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/41

Ta strona została przepisana.

ki, od godziny pilnie zajęte rozmową. Wtem wbiega uczennica i powiada, że idzie p. przełożona.
Zrywają się obie, jedna ucieka, druga, to jest Kafcia, biegnie na spotkanie przełożonej, rozpychając wszystkich po drodze, hałasując i gniewając się na uczennice.
W korytarzu spotyka przełożoną, nie zatrzymuje się, pędzi, jak kula, wołając:
— Przepraszam, przepraszam — nie mam ani chwili czasu.
Przełożona z podziwem zwraca się do Stefki, która obserwowała całą scenę: „Boże, jak ta Kafarewiczowa pracuje! Może jest za energiczna, ale nieoceniona, nieoceniona“...
Nasza przełożona jest osobą niesłychanej zacności. Zewnętrznie trochę onieśmielająca swą powagą i stanowczością, w chwilach nieurzędowych jest szczera, prosta, niewymuszona. Twarz ma ascetycznie chudą, całą postać wyschłą, szczupłą, powiewną. Tylko w wielkich czarnych oczach pali się energja i zapał niezwalczony.
Podobno kochała jakiegoś profesora uniwersytetu, ale nie wyszła zamąż, aby módż swobodnie i całkowicie oddać się prowadzeniu pensji.
Obowiązki swe spełnia z takim poświęcęniem, energją i sumiennością, że patrząc na