Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/43

Ta strona została przepisana.

Budzimy się, jak młynarze, gdy woda huczeć przestała.
Budzimy się — do czego? do rozmyślań?
Nie, lepiej nas nie budźcie!
To też śpimy zwykle do dziesiątej, czytam my po całych dniach, trochę odwiedzamy znajomych.
Cokolwiek robić, aby tylko nie zgnić przedwcześnie, jak Mania powiada.
A ja mam jeszcze najwyżej miesiąc życia.
Zawsze rano staję przed lustrem i oglądam swój biust.
Hyjena ma swój kąt i leże... i będzie mogła karmić swoje małe. Ja mam konwenans podły — człowieczy. Straszne to, ale nie mogę zwrócić się do lekarza z prośbą o usunięcie „mego grzechu“. Nie zostanę też Ewą Pobratymską. Więc tylko trzeba wcześnie — wcześnie dość umrzeć.


∗             ∗

Dziś chodziłam na przechadzkę ze Stefką i jej znajomym, studentem medycyny. Uchodzi za jednego z bardziej inteligentnych i ma opinję „czynnego“. Jest w wieku Stefki i myślę, że może będzie co z ich ciepłych spojrzeń.