Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/52

Ta strona została przepisana.

— W ten sposób — powiada — nakładam dolnymi kawałkami drabiny części górne — i szturmuję do nieba.
A gdy ma się zwalić ta budowla, oby się zawaliła przynajmniej z wysoka!
Mirek jest to umysł żywy i dzielny, posiadający dużo równowagi w swych ambicjach.
Już wyplanował sobie, że pojedzie z wyprawą naukową gdzieś za Szpicbergen...


∗             ∗

Co to ma znaczyć? Czyżby sarkazm djabła leżał w naturze stosunków ludzkich?
O tak — „das Völkchen verspüht den Teuffel — nie“!
Chciałabym wyjść na ulicę i śmiać się ludziom w oczy: jak okropnie zabawne są te figurki o maleńkich wewnątrz sprężynkach i szkle na oczach, powiększającem ich charłactwa do rozmiarów bohaterstwa, ich słabość do tragedji, ich nieudolność do potężnych wyroków fatalizmu...
Wieczni — polacy!..


∗             ∗

Sprawa czysta, jak łza.
Były zaklęcia, były marzenia, były ciche rozmowy sam na sam; były poezje, były