Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/54

Ta strona została przepisana.

zumie dobrze, ale przeczuwa i trwoży się biedna. Czasem doznaję wrażenia, jakgdybym klęczała u stóp białego marmurowego krzyża i modliła się do Tego, pełnego miłości, aby im szczęścia nie odejmował.
Nie daj, Panie, abym ja była zarzewiem, które dom ich podpali i w popiół obróci.


∗             ∗

Otrzymałam list znów od niego. Pisze, że wraca do kraju, bo tu może tylko być szczęśliwy. Jakto... sam? bez żony?
Może to i dobrze — rozetnę odrazu ten wrzód.

10 stycznia.

Odwiedził mnie Starzecki. Byłam mu rada, z czem nie starałam się nawet ukrywać. Ogromnie cenię przyjaźń tę. Mówiliśmy długo o naszych zajęciach. Nie spodziewałam się, żeby ten chłodny na pozór człowiek tyle duszy kładł w to smutne, niewdzięczne nauczycielstwo. Do życia wiąże go jedynie nadzieja przyczynienia się, aby następne pokolenie było szlachetniejsze i dzielniejsze.