Mówi zwykle bardzo spokojnie, lecz pod tym spokojem gorzeje wielki płomień. Ktoby myślał, że ten Heine tak kocha ludzi!
Nigdy Starzecki nie wydał mi się tak czcigodnym. Nie mówię: sympatycznym, bo jest to zbyt liche i oklepane słowo, zbyt ogólnikowe, aby coś mogło określać.
Człowiek, który cierpi, męczy się życiem, a mimo to żyje i walczy dla dobra innych — wzbudza cześć.
Na pożegnanie prosił, bym coś zagrała. Wybrałam Tannhäusera, choć Wagner źle wychodzi na fortepianie. Ale czułam się tak silną, że chciałam potężnemi dźwiękami wyrazić tryumfującą harmonję w mem sercu... A potem przeszłam do sonaty brylantowej. Gdym skończyła, rzekł:
— Kobieta, która nie umie grać, ma pół duszy, przynajmniej w oczach mężczyzny.
— Widać, że Mahomet nie znał kobiet grających.
— Niestety! każdy znajduje to, z czem szuka — odrzekł Starzecki tak poważnie, jak gdyby znajomościami Mahometa osobiście się interesował.
∗
∗ ∗ |
Dziś lub jutro spodziewam się jego przyjazdu.