sy japońskie, azalee, kamelie, chryzantemy, oraz rzecz niezwykłą w zimie — doniczkę, pełną naszych tatrzańskich krokusów.
Ustawiłam to wszystko przy łóżku, a gdy się zbudził, uśmiechał się do mnie i dziękował wzrokiem. Potem zapytał:
— Dlaczego nie przyniosłaś mi asfodeli?
A zgadując moją odpowiedź, dodał:
— Wiesz, ja mam wrażenie, że jeszcze mi nie sądzone tam iść...
Daj mi kilka kwiatów wyłącznie od siebie!
Zerwałam jeden krokus i podałam mu.
— Twój symbol, rzekł, ten kwiat górski jest tak delikatny, że tuli się każdego wstrząśnienia gromu — a jednak żyje pod śniegiem!
— Wzięłabym taki kwiat, odrzekłam, któryby się rozwijał tylko w błyskawicach — a po burzy zamieniał się w popiół. —
Milczenie długie, ożywcze.
Zaczyna wracać do zdrowia. Dziś był o tyle silny, że mógł słuchać głośnego czytania. Prosił, abym wybrała Sen srebrny Salomei.
Bałam się, że go to rozdrażni, ale przeciwnie, uspokoił się i rozmarzył.