Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/73

Ta strona została przepisana.

staw się na mojem miejscu, jako prawego człowieka...
Tryumfowałam.
Słowa Konrada dla każdego uczciwego były prawdą oczywistą. Ale oczywistość ta, jak wiele innych, gdy chodzi o ścisłość myślenia oraz postępowania, musi być wyrażona, i za fundament przyjęta.
Postanowiłam iść dalej i zerwać ostatnią zasłonę z nagiego posągu.
— Więc gdzie twoja miłość — krzyknęłam — gdy pozornych związków nie chcesz poświęcić dla mnie! Czemże ci jest żona, której nie kochasz wcale?
— Nie kocham, zapewne, ale widzisz, jestem przywiązany do niej. Każdego mężczyznę zdobywa i przykuwa myśl, że jest kochanym, a ona ma dla mnie tyle uczucia... Wreszcie, ty może tego nie rozumiesz, jako kobieta, ale honor mój byłby zadraśnięty. Ja nie mogę porzucić zupełnie żony, uciec od niej, jak kantorowicz od swego pryncypała.
— A cóż my ze sobą zrobimy?
— Wyjedziemy tymczasem gdzieś daleko, naprzykład na Kaukaz — a potem... któż myśli o potem! Jedna chwila rozkoszy i upojenia, a potem wprost przeciwnie niż Faust: „Verweile — du bist so schön” — my powiemy; „Vergeh, du bist so schön!”