Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/74

Ta strona została przepisana.

— Nie, mój drogi — odrzekłam zimno — masz do wyboru, spalić za sobą mosty, albo ich nie przechodzić wcale. Wybieraj!
Czułam, że rozmowa wywiera nań przykre wrażenie. Nic dziwnego, proponowałam układy, a mężczyzna znosi tylko zdanie się na łaskę i niełaskę.
Zaczął mówić dużo o tem, że kocha mnie nad wyraz, wszak dał tego dowód! ale względem Halki ma pewne obowiązki. Ona bez niego byłaby tak nieszczęśliwa, powiedziała mu kiedyś, że nie przeżyłaby opuszczenia!..
— Słusznie, byłoby straszną niewdzięcznością nie obdarzać uczuciem takiej istoty; Zatem masz we mnie swą znajomą, ale za to żonę kochaj szczerze i uczciwie.
Spojrzał na mnie ździwiony z takiego obrotu rzeczy.
— Więc będziesz mi tylko znajomą? —
Milczałam. Gdyby milczenie to dało się przetłomaczyć na dźwięki, znaczyłoby długi, ironiczny śmiech. Ale zarazem lekko mi było na sercu, niema bowiem nic straszniejszego nad niezdecydowanie, gdy każda chwila zacieśnia pętlicę sytuacji i dla wyjścia niesplamionego coraz mniej zostaje miejsca.
Konrad sądzi, że całe to zajście ukryć należy przed żoną, bo gdy się dowie, wieczny żal do niego w sercu zachowa.