Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/77

Ta strona została przepisana.

— Już cię ta krew moja poplamiła — zaśmiał się szyderczo. — już nie zmyjesz tych plam i palić cię one będą zawsze. Wreszcie, po co się łudzić? białe róże rosną dla nas za wysoko!
— A czerwone jeszcze wyżej! —
Poszłam do swego pokoju i długo myślałam — (śmieszne, nieprawdaż?), co czuje drzewo, gdy wiatr jesienny zrywa mu liście...
Aż się zanosi od śmiechu, chyląc koronę na wszystkie strony: bo ten wiatr zrywa liście już zwiędłe, a co po nich? Niech lecą z wiatrem...
Ale drzewo śmiać się może, bo wie, iż na wiosnę okryje się nowymi. Serce moje obnażone z zieleni, podobne jest wirchom tatrzańskim — nierade — aby tam włóczył się człowiek.


∗             ∗

Konrad mnie przywołał do siebie, płakał i rzekł: — Daruj mi obelgę, którą ci wyrządziłem! Jestem zepsuty, kapryśny panek ukraiński! Tobie szczęścia nigdy daćbym nie mógł, lecz Halce — spróbuję! Wszystko, co lepsze w mej duszy, zwraca się ku tobie z podziękowaniem za to, co zrobiłaś dla mnie, a wię-