Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/89

Ta strona została przepisana.

przeprzęgają konie, nazywamy pragnieniem nicości, gdy jest to właśnie pragnienie życia, pędzącego drogą szeroką, i stepem bez dróg.
— Tak, lecz skąd wziąć drogi tak szerokiej, aby cały tabun duszy zmieścić się mógł?
— Nie jestem inżynierem komunikacji, więc bez nadmiernych ścisłości odpowiem, że każde szlachetniejsze i wyższe uczucie stać się może źródłem dla duchowej rzeki, lecz z tabunami co zrobić? doprawdy nie wiem.
Możeby tak wyjść za mąż? dodał uchylając głowę, jak przed ciosem.
— O panie! rzekłam — przecież nie każda dusza jest kalendarzem nowym, na każdy rok.
— Ja wierzę w pani młodość! — wykrzyknął.
— W moją młodość? nie mam do niej zastosowania.
— Więc w pani religię!
— Panie, to przedwczesne jeszcze, nie założyłam swej gminy. Wprawdzie — znam już w Wierchcichem gminę Siedziniarek. Wyznawczynie siedzą na miejscu i modlą się. Czy mnie pan na taką rolę przeznacza?
— Panią? o nie — trzeba wytworzyć w Polsce nową kobietę, oto wszystko. —
Zatem mam kogoś, kto we mnie wierzy! To dużo, to nawet za wiele... łatwowierności. A jednak... jest mi to bardzo drogie.