Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/90

Ta strona została przepisana.

Wszelkiemi siłami (za radą Starzeckiego) starałam się bronić przeciwko apatji, która mnie przytłacza, ale napróżno.
Czasem doznaję wrażenia, jakgdybym szła po torfowisku, które zwolna zapada, nogi grzęzną w błocie; gdy jedną z nich wydobędę, druga zanurza się tem głębiej, wreszcie cała kępa wraz ze mną tonie, ogarnia mnie ciecz mięka, wstrętna, sklepienie zamknęło się nad głową, cisza...
Nie mogę znieść liczniejszych zgromadzeń; zgiełk wszelki mnie razi. Czasem jakaś osoba na ulicy, obca zupełnie, takim mnie przejmuje obrzydzeniem, że muszę przejść na drugą stronę. Doktór twierdzi, że jestto zdenerwowanie i nic więcej. Bardzo być może.
Gdy ojciec mój nagle skończył, doktór mnie pocieszał: — Ależ, kochane dziecko (byłam wtedy jeszcze mała) nie smuć się! żyłka pękła, to każdemu zdarzyć się może!
Gdym chodziła do doktorów z tem... każdy oznajmiał mi radosną nowinę, że to nic złego, tylko ciąża...
A kiedy mi ziemia zabrała to, co się stało mym blaskiem — jedna stara góralka rzekła mi: — niemacie ta czego jojcyć, bo było niekrzczone.
Czy niema jakiej gminy Szatana?


∗             ∗